Ostatnio udało mi się uchwycić intensywnie zielony mech, który od razu skojarzył mi się z miniaturową wersją lasu... Spacer umilił nam mokry kot. Z początku myślałam, że coś z nim jest nie tak, ale przy bliższym poznaniu wszystko stało się jasne- najwyraźniej zwierzak wziął wiosenną kąpiel w jeziorze :P
W trakcie tych okropnych, zimnych dni rozgrzewał mnie pomidorowy krem z grzankami- tym smaczniejszy, że zrobiony przez mojego osobistego Masterchefa ;)
A kiedy wreszcie wyszło słońce, nie mogłam oderwać się od śnieżnej bieli i słodkiego zapachu wiśni...
Piękne jest to zdjęcie mchu! A i pomidorowa wygląda bardzo smakowicie :)
OdpowiedzUsuńP.S. Też uwielbiam zapach wiśni. Tak bardzo, że aż przeniosłam go sobie do domu ;)